W 1992 r. zabytkowe centrum Pragi zostało zapisane na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Praga jest uważana za jedno z najbardziej atrakcyjnych miast Europy, z tego względu corocznie odwiedzają ją liczne rzesze turystów. Również z tego względu to urokliwe miasto postanowili odwianedzić członkowie i sympatycy Żelaznego Orła; w sumie 19 osób. Na termin obraliśmy sobie weekend na przełomie lipca i sierpnia czyli 30.07 – 01.08.
Do przebycia była trasa licząca ok. 560 km plus przeprawa przez Pragę więc wyjazd zaplanowaliśmy na 6:00. Pogoda została zamówiona więc nikt nie przejmował się przesadnie niebem usłanym chmurami, chcieliśmy po prostu jechać w dobrej wierze. Ta gra pozorów miała sens i udawała się przez około 40 pierwszych kilometrów, później nasza nadzieja słabła z każdą minutą wprost proporcjonalnie do ilości wody zgromadzonej w butach. Deszcz towarzyszył nam z krótkimi przerwami niemal do granicy Polski, również po czeskiej stronie od czasu do czasu kropiło. Oczywiście większość z nas była zaopatrzona w kombinezony przeciwdeszczowe, dla reszty uczestników to była prawdziwa przeprawa i niezły wyczyn. Skóra bardzo sprawnie chłonie wilgoć i w hotelu okazało się, że kombinezon może być dwukrotnie ciężny niż kiedy był zakładany rano.
W Kudowie dołączyło do nas dwoje sympatyków poruszających się dwuśladem. Mateusz i Jola sprawnie przeprowadzili nas przez całą Pragę w drodze do hotelu i na miejsce dojechaliśmy około 18:00. Motocykle po całodniowej podróży w deszczu przypominały wozy bojowe po bitwie, brud szczelnie przykrył zarówno lakier jak i chrom. Zaraz po zakwaterowaniu każdy zrzucił mokre łachy i zażył gorącego przysznica, który zregenerował nieco zziębnięte organizmy i pozwolił przetrwać do późnych godzin wieczornych. Oczywiście gorąca woda w kranie to rarytas nie dla każdego choć wciąż zastanawiam się czym Jarek i Ania zasłużyli sobie na zimny prysznic.
Trzeba przyznać, że mimo bariery językowej, komunikacja z tubylcami przebiegała całkiem sprawnie i dzięki recepcjonistce oraz mapie mogliśmy wybrać się na wycieczkę do spożywczaka po zaopatrzenie na wieczorną integrację w hotelu. Nasz hotel znajdował się poza centrum miasta dlatego aby zdobyć jakiekolwiek płyny integracyjne w piątkowy wieczór, musieliśmy przebyć kilka kilometrów autobusem do najbliższego otwartego sklepu. Z drugiej strony, co tu robić w pokojach o suchym pysku. Koniec końców, posiedzieliśmy sobie przy różnych trunkach do późnych godzin wieczorno-nocnych (w zależności od stopnia zmęczenia materiału poszczególnych osobników) i wyeksploatowani rozchodziliśmy się stopniowo po pokojach.
Sobota przeznaczona była w całości na zwiedzanie więc bardzo ucieszyło nas jej słoneczne powitanie. Śniadanie zjedliśmy o 8:30 i ruszyliśmy autobusem i metrem w miasto. Dzięki dobrej organizacji udało się nam odwiedzić Hradczany z zamkiem oraz gotycką katedrą św. Wita, św. Wacława i św. Wojciecha (z powodu dużych kolejek i wysokich cen biletów jedynie z zewnątrz), most Karola, Stare Miasto z Rynkiem staromiejskim oraz częściowo dzielnicę żydowską Josefov. Niestety z powodu remontu nie udało się zobaczyć Złotej Uliczki. Co wytrwalsi wybrali się jeszcze na koniec dnia na schody pod Muzeum Narodowym porobić fotki; reszta wróciła wcześniej i korzystając z wolnej chwili umyła nieco motocykle na niedzielną podróż powrotną.Warto zauważyć, że jeden dzień na starówkę i okolice królewskich włości to zdecydowanie za mało, tu potrzeba przynajmniej 3 dni aby naprawdę zobaczyć ciekawe rzeczy.
Niedziela również rozpoczęła się obiecująco pod względem pogody, od rana słońce i wysoka temperatura zapowiadała podróż powrotną zupełnie inną od piątkowej deszczowej jazdy. Wyruszyliśmy po śniadaniu, około 9:30. Małe natężenie ruchu ulicznego pozwoliło nam nie rozdzielić się na mniejsze grupy dzięki czemu wyjazd z Pragi zajął nam około 40 minut. Autostrada w kierunku Hradec Kralove również była pusta więc wyjeżdzało się całkiem przyjemnie. Poślizg czasowy złapaliśmy dopiero na granicy za sprawą poszukiwania sklepiku, w którym można było wymienić resztę koron na napoje procentowe. Następny dłuższy postój dopiero przed Wrocławiem, gdzie podziękowaliśmy Mateuszowi i Joli za wspólny wypad i przewodnictwo w Pradze po czym nasze drogi rozjechały się, oni pojechali do Wrocławia, my na autostradę. Udaliśmy się w kierunku Opola, następnie Częstochowy a dalej już z górki. Przez całą podróż świeciło słońce i wysoka temperatura dokuczała na postojach, których zresztą nie brakowało. W Opolu jedna z maszyn stała się kapryśna, a to za sprawą awarii prawdopodobnie czujnika temperatury płynu chłodzącego. Na postoju obiadowym między Opolem a Częstochową, Włodek podpiął na krótko masę i problem został zażegnany; przynajmniej na czas dalszego powrotu do domu.
Podczas obiadu dodatkową atrakcją była wizyta samozwańczych trajek na bazie malucha i ułańskiej fantazji. Prawdziwy kunszt jeśli chodzi o wykonanie, radiomagnetofon z epoki zamontowany w nadkolu, głośniki umieszczone na kierownicy, przednie koła od WSKi. Widać że chłopaki łamią konwenanse, bo nawet przywitać się nie poczuli chęci. Nic to Panowie, szerokości życzymy.
Kiedy w Częstochowie okazało się, że mamy do zrobienia 170 km a jest około 19:00, postanowiliśmy przycisnąć i na ekspresówce Katowickiej średnia prędkość oscylowała między 110 a 120 km/h. To był najbardziej efektywny i chyba najlżejszy odcinek podróży. Co prawda ruch był spory ale nic nas nie blokowało. Jedynie na koleiny trzeba było uważać, gdyż dawały się we znaki szczególnie gdy trzeba zmienić pas i przyspieszyć.
W Tomaszowie kolejna niespodzianka, wyjechał nam na powitanie Zimny, który pewnie nie mógł wysiedzieć w domu w taką pogodę. Chłopak nie lubi się rzucać na pierwszy plan gdyż większość uczestników zauważyła go dopiero w Skierniewicach na pożegnalnym postoju. Dojechaliśmy na miejsce około 21:30, czyli podobnie jak w piątek podróż zajęła nam 12 godzin. To średni wynik ale najważniejsze dla nas było dojechać spokojnie, bezpiecznie i bezawaryjnie. Dochodzi aspekt ilości motocykli, im więcej maszyn tym więcej uwagi trzeba poświęcić na pilnowanie grupy, pośpiech w trasie nie sprzyja jeździe grupowej.
Wspólny wyjazd dał nam na pewno dużo satysfakcji, przywieźliśmy moc niezapomnianych wrażeń. Pozwolił również sprawdzić się jeśli chodzi o jazdę w zróżnicowanych i nieprzyjemnych warunkach atmosferycznych. Duże podziękowania za towarzystwo dla sympatyków, którzy zdecydowali się pojechać z nami.